wtorek, 26 sierpnia 2014

Pozytywnie żółty

Słońca coraz mniej, upałów coraz mniej. Niedługo nastanie jesień. Zimna jesień z ogromem deszczu, błota i dużych kałuż. Takie dni najchętniej spędziłabym pod kocem z gorącą czekoladą i Melmanem grzejącym się u moich nóg. Lecz w tym roku mamy inne plany niż siedzenie w domu i narzekanie na pogodę. Dziś dostałam zastrzyk motywacji na aport formalny. 


Mel bardzo, bardzo, bardzo nakręcił się na aport. Ogon machał we wszystkie strony kiedy trzymałam niegdyś znienawidzony żółty przedmiot. Wyrzuciłam go. Kiedy dałam sygnał, pies rzucił się pędem na koziołek. Następnie równie szybko i jak i wesoło wrócił z nim po nagrodę. Kiedy rzuciłam mu piszczącą Wubbe dostał głupawki. Biegał z 2 minuty z niebieską ośmiornicą obijającą się o jego pysk. Szał szczęścia dosłownie. Potem położył się zmęczony szaleniem.
Byłam bardzo, bardzo, bardzo dumna, że Melman poczynił taki postęp. Dość długo walczyliśmy z żółtym potworem i nie myślałam że w najbliższym czasie aport formalny koziołka sprawi mu przyjemność, i to aż tak dużą! 
Na prawdę, dziś miałam cały czas uśmiech na twarzy podczas treningu. Mel był jeszcze bardziej szczęśliwy. Także robimy 2-dniową przerwę i brniemy dalej. Oby było więcej takich pozytywnych dni, bo to pewnie nie tylko mnie motywuje do pracy :) 

piątek, 1 sierpnia 2014

Trochę piasku w nosie

Mianowicie w sobotę wróciliśmy znad morza. Od godziny 20 do 23, jak tylko wróciłam, siedziałam non stop przeglądając, konwertując zdjęcia z obozu. Był tak świetny, że aż brak mi słów. Jednak obóz teatralny to jest to ♥ Ale nie o tym mowa na psim blogu. 
Pojechaliśmy do mniejszej miejscowości, z myślą, że będzie mniej ludzi na plaży. Mielenko było dobrą opcją. Plaża mimo słonecznej pogody była prawie że pusta. 



Melman dawno nie był nad morzem, ale nie myślałam że zareaguje jak szczeniak. Po odpięciu smyczy puścił się pędem do morza. Tam zaczął pływać, a jak wyszedł - otrzepał się i hasał po brzegu uciekając przed falami. Biega, biega - o nie! Fala! - ucieka, biega, biega, wchodzi do wody - o nie! Fala! - i znowu ewakuacja z morza. Lecz kiedy Wubba dostała się w paszczę Melmana do zabawy doszło kopanie i odkopywanie ośmiornicy. Dosłownie szał szczęścia.

Melman stał się również miłośnikiem materacy, gdyż jak toczyłyśmy bitwy wodne z siostrą, on podpływał i gdy tylko spadłyśmy z materacu on chwytał go w zęby i podpływał na plaże żeby go zakopać. Latem materace, zimą sanki... Mel ma dziwne upodobania co do tego typu rzeczy.






Spacerowaliśmy, moczyliśmy się, Melman był cały w soli, dopiero w domku go płukaliśmy. Niestety któregoś dnia tak się napił słonej wody, że potem wymiotował chyba z 3 razy. Pił słodką wodę chyba z 2 razy więcej niż normalnie, dostał węgiel, ale to i tak nie pomogło. Przestraszyłam się bardzo, bo Mel nie chciał nawet wstać. Na szczęście następnego dnia było już dobrze, po prostu musiało mu przejść. Pies nie tryskał pełną energią, lecz dzień później wszystko wróciło do normy. :) Na szczęście nie pił już tyle solanki.  




Wieczorami chodziliśmy na plażowe spacery lub siedzieliśmy na ogródku bawiąc się piłkami. Mel dopadał każde stado mew nad morzem, rozganiając je szybko. Stadka ptaków są jego ulubioną rozrywką. Melman wtedy staje... obserwuje... podchodzi kilka kroczków... i rusza pędem na gromadę niczego nie świadomych ptaków, które momentalnie podnoszą się do lotu. Potem przychodzi zadowolony pies, bo wystraszył mewy.





Oprócz mew oczywiście codzienna kąpiel była obowiązkowa. Bez zabawki czy patyka i tak wskakiwał do wody i pływał sobie wzdłuż plaży. A że była mielizna blisko brzegu to dodatkowo hasał wśród fal. Potem zamiast siadać w dziurze, którą mu wykopałam, tarzał się na kocu. "Sama sobie siedź w tej dziurze" - częsty wzrok Melmana mnie prześladował. 

Daj mi tego banana, którego trzymasz w ręce. JUŻ.



Dziki hasacz znajdował na plaży najróżniejsze patyki. Duże, małe, czasami nawet biegał z wyrwanymi korzeniami. Lecz rzeczy "jadalne" też nie umknęły jego uwadze. Zgniła ryba? - pewnie, zjedzmy ją z ośćmi! Na szczęście udało mi się ją wyciągnąć zanim przeszła przez przełyk, nie to co jakieś bułki dla mew. Lecz nie żarł żadnych gorszych rzeczy, na szczęście.



To wszystko, jeśli chodzi o nasze nadmorskie wakacje. Melman po wyjeździe padł i miał lenia przez 3 kolejne dni, także wyjazd zaliczamy do udanych :)


P.S. Teraz na blogu niestety (albo stety) będą się pojawiały co miesiąc recenzje, gdyż dostajemy regularnie produkty. Blog będzie nimi trochę zapełniony, ale postaram się, żeby nie przeważały.
Pozdrawiamy! :)