poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Wow, świeci.

Czyli słów parę o Chuckit! Max Glow, o święcącym cacku, które Mel pokochał. Nie był to zamierzany zakup. Po prostu szukałam piłki na sklepowych półkach i... O! Ta świeci w ciemności! Taki bajer. 




Piłka była poddana wielu testom i jak na razie sprawuje się rewelacyjne! Jest sprężysta, baardzo ładnie się odbija, a czyszczenie jej z błota czy piasku to sama przyjemność (dla kogoś kto lubi myć piłki). Posiada też dziury, przez które można przełożyć sznurek lecz nie szarpie się nią przez dłuższy czas gdyż po prostu wyślizguje się z pyska. Winowajcą może być za duży rozmiar lub po prostu to, że jest śliska. Wypada czasami z pyska, lecz to skłania do dalszej pogoni. Mieliśmy okazję testować ją w wodzie i zaliczyła to na plus. Pływa bardzo dobrze, a Melman szaleje z nią w wodzie. Co do najfajniejszej cechy piłki, czyli świecenia w nocy, to powiem, że jest super! Nasza piłka leży zazwyczaj cały dzień na parapecie więc na dworze świeci na pewno 15 min. 

Water Power!

Podsumowując:
+ łatwo się czyści
+ super się odbija
+ ma miejsca na przełożenie sznurka
+ pływa
+ świeci w ciemności
+ pozostawiona na słońcu długo świeci w ciemności
+ jak na razie jeszcze żyje

Ale nie pozostaje też bez wad:
- źle dobrany rozmiar może utrudniać zabawę
- nie nadaje się zbytnio do szarpania
- jest śliska

+/- uzależniająca
+/- świeci na zielono (nie wszyscy lubią zielony kolor)
+/- mocno naśliniona czasami wypada z pyska 










czwartek, 3 kwietnia 2014

W około tyle lasów!

Więc tak oto dotarliśmy w niedzielę na seminarium z Patrycją Kowalczyk. Annówka ogółem jest ośrodkiem położonym w środku lasu, rzeczka się znajdzie, polany również nie brakuje. Plac treningowy duży z zieloną trawką, a w domu pełnym borderów jest przesympatyczna atmosfera. (niestety nie wzięłam aparatu więc zdjęcia są stare.)
Melman oczywiście musiał nadepnąć na miskę z wodą, która rozlała się po pokoju oraz rozciągać się, zahaczając łapami o nogi innych. 

Ale że ja? Przecież jestem tylko dużym, słodkim labradorem. 

Przechodząc do najbardziej pożądanej części, czyli przebiegu seminarium, było bardzo fajnie. Z samej pracy Mela nie jestem zawiedziona, choć mogło być lepiej, ale wszystkie pretensje mogę kierować tylko do siebie. Aczkolwiek byłam strasznie dumna, że psy w ogóle go nie interesowały. 

I'm a wild... Sarna!

Na pierwszym wejściu ćwiczyliśmy sztuczkę "wstydź się". Lecz nie przyniosło to oczekiwany efektów. Skończyło się na tarzającym się Melmanie, który próbował zdjąć taśmę poprzez pocieranie. :D Lecz Patrycja powiedziała, że mamy spróbować w domu, może będzie jakiś progres. 
Na drugi ogień poszedł slalom między nogami tyłem, co stało się celem osiągniętym. Oczywiście prędkość powalająca nie jest, ale technicznie ładnie idzie.

Of course I'm clever!

Na koniec aport. Okazało się, że nasz aport jest tfu, tfu na sam początek i może dlatego tak wolno nam to idzie. Mamy go owinąć plastrami i bandażem, ale moja kreatywność nie pozwala mi wymyślić jak to zrobić. Jak mi to wyjdzie to może się pochwalę tym istnym "arcydziełem". Drewnianego na razie nie zamierzam na razie kupować, zobaczymy jak będzie z tym. Patrycja miała dosyć fajne metody na niepodgryzanie koziołka. Głównie przez samokontrolę.
To czym będziemy owijać ten aport?
Usłyszałam też miłe słowa skierowane do Melmana, między innymi to, że bardzo fajnie nakręca się na zabawki i możemy z nimi dużo zdziałać. Oraz, że ma super białe plamki na 3 łapkach. c:

Ogółem jestem bardzo zadowolona z całego seminarium. Następnym razem na pewno pojedziemy. No cóż więcej powiedzieć, było super, super! :D